To była miłość od pierwszego wejrzenia. Były fajerwerki i głos dzwonów kościelnych w głowie. Były motylki w brzuchu. Było upojenie ze szczęścia. To musiało się stać!
I stało się. Paskuda Ruda została nosicielem pierścienia.
A teraz rzeczywistość. Game over proszę państwa. Nie ma to tamto. Kilometry niezamiecionych podłóg już na mnie czekają. Drużyna piłkarska czeka na narodzenie ;D
Moje życie wywróciło się o wspomniane w poprzednim poście 360 stopni^^
Przed Wami rysunek okolicznościowy:
Tak sobie molendze, a tak naprawdę małżeństwo to nie śmierć. A tak, dobrze przeczytaliście, śmierć. O mało nie spadłam z klęcznika pod konfesjonałem słysząc te słowa. Na szczęście (?) chodziło o śmierć egoizmu.
W sumie to cała masa anegdotek związana jest z tym dniem. Orkiestra, która miała grać na naszym weselu, zapytana czy zna Pidżamę Porno, odpowiedziała: "Kogo? Pieczarki?". Na amatorskim filmie z wesela robimy całą masę głupich min, ale na szczęście nie tracę życia po pokonaniu 50 schodów w moich 12 cm szpilkach, w których byłam wyższa od 90% zaproszonych gości.
Ten wpis miał być bardzo długi i okraszony informacjami typu: dlaczego warto zaprosić komiksiarza na swój ślub? Niestety kabel od aparatu stał się ofiarą przedweselnych porządków ;P
Co się odwlecze, to nie uciecze. Czy jakoś tak ;)
p.s. Zdrowie mojego męża, ma chłopak święta cierpliwość :)
p.s.s. Uprzedzam, że temat ślubny będzie się przewijał jeszcze przez następne kilka notek...wybaczcie ;>
niedziela, 19 września 2010
Subskrybuj:
Posty (Atom)