Oto jestem, a pare dni temu jedną nogą byłam w innym wymiarze. Zarazek mnie zaatakował i rozłożył permanentnie. Chciałam się z Wami podzielić tym, ile z moich planów wzieło wówczas w łeb... Ale nie, koniec z marazmem. Wiecie co w tym było pozytywnego? Pierwszy raz tej zimy było mi gorąco! Szłam o 7 rano (jakie rano - to jeszcze noc) do lekarza z tymi nieszczęsnymi 39 stopniami i miałam ochotę zrzucić z siebie płaszcz, rozłożyć się nad Wisełką i popijać drinka z parasolką - tak mi było gorąco ;) Ale później dali mi znieczulacze i owo cudowne uczucie nie powróciło. Może to i lepiej ;]
A poza tym, jak co roku o tej porze sesja zaskoczyła studentów. Ksera wypełzły z szafek i schowały się pod łóżkiem, kawa leje się litrami, a sen zdaje się być odległym marzeniem. Ale nie dla mnie, egzaminy w tym semestrze mam 2, słownie: "dwa". Ha. Ha. Ha.
Miłego zamarzania.
wtorek, 26 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
O, Ty żyjesz. Ja w tym semestrze mam zero egzaminów :)
Prześlij komentarz