sobota, 28 maja 2011

Ambiwalentność.

Niepokojące napięcie. Patrzy na mnie. Szepcze do mnie. Krzyczy... "Narysuj mnie!" To było zbyt silne by nadal się opierać. Ten szkic musiał zostać sfotoszopowany!

I oto jest. Teraz będzie śmiesznie bo napisze, że ten rysunek to po raz kolejny nawiązanie do pani J., która uwielbia turkusowy kolor głowy ;) Poza tym klimat psychobilly jest niesłychanie inspirujący i fajnie się nieraz zatrzymać przy nim na dłużej. "Kiss kiss kill kill" to nawiązanie do piosenki Horrorpops, które objawiło mi się na sam koniec rysowania.


Czcionka ściągnięta z tego miejsca, a gwiazdki z brusheezy.com. Reszta z czeluści świadomości.

czwartek, 19 maja 2011

Pomidory. Skarpety. Sojowe Kotlety.

Wokoło pachnie bez i świeżo skoszona trawa. Przynajmniej raz dziennie słychać rzężenie kosiarki. Pomidory nie kosztują już 10zł za kg. Dzień jest absurdalnie długi i nie zaczynam go od założenia skarpet. Maluje paznokcie na czarno (jak kolor piekła) i na czerwono (jak ogień).

Coś się dzieje... To chyba wiosna!

Obrazek ni to wiosenny, ni to nie wiosenny. Trochę takie memento mori. Ale hej! Czaszka się uśmiecha, więc chyba nie jest tak źle!

czwartek, 28 kwietnia 2011

Maj.

Nigdy nie wiem, czy cieszyć się z okazji urodzin, czy nie. Bo jak cieszyć się z tego, że przybywa nam lat i zmarszczek? Pewnie dlatego przyjęło się wręczać czekoladki na tę okazję, by choć trochę osłodzić ten dzień. Podobno czekolada poprawia humor, tylko nie wiem jakie jej ilości utrzymałyby mnie jednocześnie w dobrej kondycji psychicznej i fizycznej. Cóż, coś trzeba poświęcić...


Miłego weekendu majowego Wam życzę i wracam do chorowania.

wtorek, 22 marca 2011

Zapuść Wąsy!

Kto czytał ostatniego posta, pomyśli sobie, że mam schizofrenię. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że aspołeczno-asportowy człowiek przyłącza się do akcji "zapuść wąsy dla Adama"? Chyba tylko nieuniknionym wpływem kultury masowej...*

Trzeba doceniać ludzi, którym udało się osiągnąć tak wiele. Dlatego Paskuda Ruda ma już wąsy. A Ty?


*i tym, że Adam podpadł ostatnio pewnemu ugrupowaniu politycznemu i jak zauważył mój znajomy na fb "nie zrozumiecie ich stanu umysłu jeśli nie przeczytacie tego tekstu" - nie mam zamiaru mieszać się na tym blogu w politykę, ale... zresztą sami przeczytajcie.

czwartek, 17 marca 2011

Powoli Posuwamy Się W Stronę Szczytu.

Wróciłam z... ferii? Tak to się chyba nazywa, choć dziwnie brzmi kiedy skończy się już szkołę.

Jakieś 10 lat temu napisałam, że (cytuje) sport to najgłupsza rzecz jaką ludzie wymyślili (koniec cytatu). Dlatego też do przymiotników określających moją osobowość i zaczynających się na A t.j. aspołeczność, apolityczność, aseksualność (noo, z tym przesadziłam chyba) można dołączyć "asportowość" (o ile takie słowo w ogóle istnieje?). Nie wiem skąd ta niechęć do aktywności fizycznej, wszystkim którzy dopatrują się jej przyczyny w istnieniu internetu, muszę zbić z tropu, bo niestety pojawiła się ona na długo przed stałym łączem. Mimo całego swego obrzydzenia do ruszania rękami i nogami, jako dobra żona postanowiłam się przemóc i pozwolić się wkręcić w aktywność. Rodzi się to w bólu, ale mówi się trudno - miłość. Owocem kilku sezonów usiłowania jeżdżenia na nartach, stał się tygodniowy wypad we francuskie Alpy, który udowodnił mi, że zupełnie nie potrafię jeździć. Był płacz, zgrzytanie zębów, słowa na K, łapówka od męża, szukanie tras na których się nie zabiję, siniaki, aż wreszcie poczułam się fajnie i... następnego dnia trzeba było wracać ;)

Poniżej pięknie zilustrowany pokaz mojej histerii:


Ale dość mazania się, teraz trochę o Risoul. Przez 300dni w roku świeci tam słońce, dlatego nawet będąc na nartach można się opalić. Stoki są fantastycznie przygotowane: szerokie i mają wiele stopni trudności, a pod wyciągami czeka się góra 2, 3 minuty, a z najwyższego szczytu można zobaczyć Mont Blanc. We wszystkich knajpkach w których byłam - ba! nawet w naszym hotelu - królowały serduszka. Haftowane na firankach, wyszywane na pościeli, rzeźbione w meblach (OMG). Francuzi w 90% przypadków nie znają angielskiego, albo znają tylko kilka słów. Ale mimo to są bardzo rozmowni, nawet gdy widzą, że ty ni hu hu to oni i tak będą do Ciebie mówić ;)
Warto jechać, warto popróbować win (znalezienie słodkiego było niewykonalne, tylko wytrawne i kwaskowate, dla mnie raj^^) i warto przede wszystkim tam pośmigać.

poniedziałek, 14 lutego 2011

Walentina

Słodko do bólu, ale musicie mi to wybaczyć. Dla mnie każda okazja jest dobra, by przypomnieć komuś że się o nim myśli, lubi, kocha :) I to właśnie robię drodzy oglądacze - życzę Wam miłych walentynek! :*

środa, 9 lutego 2011

OH RLY?

Wydeptuje sobie nowe ścieżki, bo nic gorszego niż stagnacja nie może umysłu spotkać. Tyle fajnych książek mam do przeczytania, że najlepiej byłoby się z fotela nie ruszać, rozciągnąć sobie dobę do niekończonej ilości godzin i zachorować na insomnie.
Zrobiłam sobie nowy nagłówek, który wcale nie miał być nagłówkiem, ale skoro już został to niech będzie. A tak wyglądał pierwotnie:


Było tyle wersji kolorystycznych i napisowych, że w pewnym momencie sama nie widziałam o co mi chodzi. Czcionka z niezastąpionego brusheezy, zdziwiony ryjek z lustra.

Wrzucam jeszcze wygrzebany ze szkicownika rysunek:


Na obrazku pan G, zniekształcony przed szeroki obiektyw (rysowane ze zdjęcia). Nie jest to szkic wysokich lotów, ale lubię go strasznie, bo przywodzi na myśl wszystko czego teraz mi brakuje: długich dni, temperatury powyżej 20 stopni i zielonej pachnącej trawy.