czwartek, 26 sierpnia 2010

Keep Life Wild.

Od ostatniego wpisu sporo się wydarzyło. Pisałam wówczas, że kolega kończy stan kawalerski i tak też się stało, a ja pierwszy raz w życiu autentycznie się wzruszyłam na ślubie. Pięknie było! A Groszek powiedział mi parę dni później, że jego życie po zmianie stanu cywilnego, zmieniło się o 360 stopni ;D Znaczy, jest nadzieja - małżeństwo moi drodzy to nie koniec świata.

Co poza tym? Za sprawą pewnych Krakusów (:* J.) ruszyłam mój rozleniwiony tyłek w góry. Po 6 latach bycia mieszczuchem, wydawało mi się, że formę mam na minusie. A jednak, po pokonaniu pierwszych kilku kilometrów (sic!), odezwały się moje góralskie korzenie (co nie oznacza, że następnego dnia czułam się rześko, co to to nie). Aby nie być gołosłowną, wkrótce wrzucę jakieś zdjęcia na moją picase.

Przy okazji tematu gór, opowiem Wam ciekawą anegdotkę prosto ze szlaku. Odpoczywamy na polance tuż pod szczytem. Obok - krzyż wbity w ziemie. Mijają nas emeryci i zaczyna się: "gdyby Komorowski tędy szedł, to tego krzyża by już tutaj dawno nie było".
Naród widzi i rozumie to co chce.

Ubrałam skarpetki, czyli że jesień już idzie. Słońce nadal mocno świeci, ale chłód powoli się wkrada. Dla mnie, taka pogoda jest fenomenalna. Jak zobaczę pomarańczowe liście to zacznę piać z zachwytu i tylko rozładowana bateria powstrzyma mnie przed robieniem zdjęć.

4 komentarze:

stab pisze...

Wow, zajebista ilustracja! Lubię.

Mała Mi pisze...

Śliczny rysunek... :)

Anonimowy pisze...

a już myślałam że przytoczysz anegdotę o Panu zdominowanym przez żonę zołzę ("Tutaj nie ma nic ciekawego") ;D
Tą z Komorowskim i krzyżem też pamiętam...no tak-ludzie często mają problem z rozumieniem prostych i oczywistych spraw.Zwłaszcza starsze pokolenie osadzone mentalnością w głębokiej komunie.
Uff naprodukowałam się.
Rysunek piękny,czekam aż zapuścisz takie długie pukle :]

Anonimowy pisze...

aha to byłam ja-Mashetani :*